Koza 2.0

 Wrocław, 09.06.2022

Cześć, Drogi Pamiętniczku,

Minęło sporo czasu, od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Nie pamiętam już, kim wtedy byłam, choć w pewnym sensie jestem dziś dokładnie taka sama. Dopadła mnie dorosłość, przyjacielu. Za kilka dni skończę 27 lat i nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w tym wieku. Dopadła mnie sucha, pragmatyczna, chirurgiczna wręcz codzienność, choć wielu rzeczy wciąż nie potrafię dopilnować. Ale o wiele więcej też potrafię. Dopadła mnie dorosłość, w której nie ma czasu na piękne słowa, pisanie wieczorami, czytanie wierszy i melancholię. Może jestem mniej wrażliwa, może po prostu życie wymaga ode mnie więcej. 

Jednakże- miesiąc temu poczułam potrzebę pisania, pisania tutaj, pisania dla siebie, bez oceniania samej siebie. Wylewania z siebie myśli bez oporu- bo nie łudźmy się- nikt tego nie czyta. Kiedyś było to dla mnie przykre, dzisiaj jest komfortem. Chciałabym jeszcze potrafić pisać to bez oceniania samej siebie. Od wielu lat w trakcie pisania do głowy przychodzi mi powracającymi falami, jak bicie dzwonu, pewna myśl: zawsze jak piszę, mówię o tym, czego bym chciała i czego nie: lubię, umiem, potrafię, nawidzę. I dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam słowa, którymi zawsze tłumaczyłam to, że tak się dzieje: piszę tak rzadko, że nagle wylewa się ze mnie żółć. I jest to prawda, ale nie jest to pewne rozumienie tej sytuacji. Pisanie jest jak spotkanie z własną głową, w moim przypadku- z własnym życiem. Jest to skupienie się wyłącznie na sobie, dostrzeżenie tego, co umyka na co dzień, przypomnienie sobie zapomnianych ważnych zadań, zawalonych spraw, przez które wewnętrzny krytyk nas jedzie. Już teraz tego doświadczyłam. Na szczęście dzięki terapii potrafię postawić krytykowi w pewnym stopniu granicę i zamiast się dołować, jechać po sobie do gołej ziemi- zrobić to co mogę, wziąć sprawy w swoje ręce. Przemielić to na energię, olej napędowy, coś pozytywnego. Chętnie napisałabym, że ograniczenia są tylko w naszej głowie, ale po pierwsze- nie zgadzam się z tym w pełni, a po drugie- mdli mnie od takich zwrotów. 

Ale w końcu- zawalczyłam o siebie. Jestem w miejscu, w którym nie sądziłam, że kiedykolwiek będę. A na pewno nie uwierzyłabym w to rok temu. Poszłam po pomoc w związku z moją depresją. Ktoś potraktował to jak chorobę i biorę leki. Chodzę na terapię, na którą mnie stać i jestem dalej na studiach, niż udało mi się być poprzednim razem. Dodatkowo- jestem z nich zadowolona. Mam dobrą pracę, wspaniałą dziewczynę, dwa psy, rower i spełniło się na pewno sporo z moich marzeń. 

Komentarze