Kielce,
2 kwietnia 2012
Chce
mi się płakać. Od kilku godzin siedzę przed tym durnym komputerem
rozmawiając z ludźmi. Ale nie można żyć tylko rozmawianiem z
innymi i spoglądaniem na ich zdjęcia i wpisy, to nie jest życie.
To nawet nie jest życie innych, ja tylko wiszę między
niedokończonym zdaniem, a niespełnionym postanowieniem. Wybucham
śmiechem, gdy piszę z ludźmi, ale to raczej denerwujące,
nieprawdziwe i denne. Wybucham żalem, a to przecież ja jestem
winna. Kolejne smutne piosenki znajdują odzwierciedlenie w mojej
duszy, a wiosna nic nie zmienia. Nic nie zmieni słońce, wolne dni
czy kolejny poniedziałek. Wiszę między nieistniejącym płaczem, a
wspomnieniem oczu. Przede mną stoi do połowy pełna szklanka. A
nie, zapomniałam, że szklanka jest zawsze pełna, po prostu
pięćdziesiąt procent to powietrze. Co jakiś czas upijam łyk
okropnego napoju, który zbliża mnie tylko do rozmiaru wielkiej kuli
śniegowej. Pewnie będę przypominała dziwną elipsę, bo nie
osiągnę ideału nawet jako kula. Wstrząsają mną dreszcze, pora
ubrać się cieplej, wcale nie jest tak, jak zapowiadano. Powoli
zapada niebieski mrok, a może to tylko dziwne wrażenie spowodowane
błękitem wszechobecnym w tym pokoju? Nie wierzę, by kiedykolwiek
miało coś się zmienić, a od początku tego roku nie mogę
przypomnieć sobie nic godnego uwagi w moim życiu. Żadnych marzeń,
osiągnięć, pragnień, już nie. Brak ambicji to najgorsze co może
spotkać i niestety nie potrafiłam się oprzeć. Nie potrafię się
oprzeć wrażeniu, że liceum nie jest dla mnie, że wszyscy ludzie
dookoła mówią innym językiem i inaczej stawiają kroki. A może
złe osoby wybieram za priorytet ciekawego i spełnionego życia?
Może. Obecnie dopijam truciznę i zmierzam do kuchni, by wstawić
wodę na herbatę, to dobry wybór tego dnia. Już wiem, że niedługo
znów zacznę samotne spacery i godzinami będę siedzieć na
ulubionej ławce z papierosem i łzami w oczach. Spoglądam na parę
wodną unoszącą się z nad kubka, łzy ściekają mi po twarzy. Tak
bardzo chciałabym wiedzieć, co powinnam robić, by było dobrze,
tak bardzo chciałabym wiedzieć jak. Jak przełamać siebie i
spełniać swoje zamierzenia. Każdy kolejny dzień ma być nowym
początkiem, a wciąż jest tylko rozczarowaniem. Gorycz wylewa się
na usta, już nawet nie znika, smak pozostaje ciągle. Perlisty
śmiech i igiełki radości w oczach nigdy nie będą moimi
atrybutami, a moje włosy chyba nigdy nie urosną. Jak mało uczy
mnie życie i jak mało staram się zrozumieć. Jestem jak dziecko we
mgle, po omacku staram się dojrzeć, a może nawet już nie? Przeczę
sama sobie, a to co piszę nie ma większego sensu i jakiegokolwiek
stylu. Bo przecież to nawet nie pół strony, tylko na tyle mnie
stać? Gdzieś po drodze zatraciłam wszystkie niewidzialne nici,
które łączyły mnie z innymi. Pozostały tylko puste rozmowy, a
może to ja mam dziwne wyobrażenia? Świat jeszcze nigdy tak cicho
nie przyjmował moich pytań, ludzie jeszcze nigdy tak obojętnie nie
ustosunkowywali się, muzyka jeszcze nigdy nie była tak zamknięta.
Czyż nie lepiej w ciszy siąść na balkonie z parującą filiżanką
i wpatrywać się w radosne czterolatki usiłujące ulecieć w niebo
huśtając się? Czyż nie lepiej położyć się na trawie i
wypatrywać znanego w chmurach? Czyż nie lepiej cieszyć się
orzeźwiającym wiatrem w słoneczny dzień? Dlaczego zapominam, by
zamienić komputer na książki i małe radości? Dlaczego wyzbywam
się tego, co zawsze miało dla mnie znaczenia, a zamieniam w
nieczułego człowieka ze skomercjalizowanymi poglądami i zajęciami
dnia? Może czas ponownie zacząć przeglądać się w łyżkach i
interesować strachem? Czas na nocne rysunki, myśli i wiersze. Czas
na książki czytane do ostatniego zdania przed świtem. Z coraz
większą natarczywością proszę o kota.
Komentarze
Prześlij komentarz